Strona:Wacław Sieroszewski - Ocean I.djvu/216

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Benioszki... i prosić go, aby zawarł z nami przymierze wieczystej zgody i pobratymstwa niezłomnego, obietnicy niesienia sobie pomocy we wszelkiem nieszczęściu i potrzebie i dzielenia się ze sobą wszelką radością i zdobyczą... Ijachaj!
— Ijachaj! Benioszki!...
— Ijachaj!...
Krzyknęli wojownicy.
— Ijachaj... Ijachaj!... Jallaj ja!... — powtórzył wrzaskliwie stojący woddali tłum.
Beniowski odpowiedział przystojną mową, w której wychwalał wzajemne korzyści, płynące ze zgodnego braterskiego pożycia ludów, oraz wielkie zyski obustronne, jakie daje pokojowy i uczciwy handel produktami rozmaitych ziem. Zachęcał wyspiarzy do wierności dla Ochotyna i dziękował za życzliwe przyjęcie w imieniu swojem i swojej załogi.
Onaha tłumaczył mowę słowo za słowem.
— Godzę się chętnie na zawarcie z wami pobratymstwa, albowiem i bez tego ludzie całego świata są sobie braćmi, o ile nie zamąci im myśli i nie zepsuje serca dzika chciwość oraz nierozumna nienawiść!... A więc niech żyje wieczna zgoda między nami i przyjaźń!... — zakończył.
— Ijachaj!... — wrzasnęli wyspiarze.
— Urra!... Niech żyje!... — krzyknęli marynarze Beniowskiego, którzy, porzuciwszy robotę, zgromadzili się na krawędzi obozu, aby też posłuchać mowy naczelnika.
Skinął niezwłocznie Tuachta na wojowników