Strona:Wacław Sieroszewski - Ocean I.djvu/208

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

A skąd ty wiesz?... — zdziwił się Beniowski. Oo! Ptak nad morzem przeleci, Aleut wie!... — odparł ze śmiechem stary, wskazując ręką na niebo. — Poco ty tu przyszedł, Benioszka?... Ty za góry lodowe chodził?... Ty Ochotyn widział?... Poco ty tu przyszedł?...
— Przychodzę z polecenia Ochotyna, wiozę do was list od niego...
— Ha, list!? Dobrze!... Ty wszystko będziesz mieć tutaj, wszystko: jedzenie, dużo jedzenia, woda, dziwka, młoda dziwka... co będzie twoja chcieć!?... Tylko ty z kozakiem nie gadaj. Nawet z tutejsza Moskal dużo nie gadaj... Ty ze mną gadaj, z Gruba Tuachta gadaj... z żoną Ochotyna gadaj!... Ten mój chłopak, „tołmacz“, dobra „tołmacz“...
— To wnuczka twoja, Taju, jest żoną Ochotyna!... — domyślił się Beniowski.
— Tak, tak!... Jest żoną Ochotyna!... Mój wielka przyjaciel, wielka człowiek, głowacz... on nie jest Rusak, on jest jewropejczyk... Ale ja też nie jest Taju, Gruba Tuachta jest Taju! — radośnie opowiadał starzec. Powiedz o Ochotyn?... Co on robi, Ochotyn... Co ty z nim gadać?... Czy mówić o Urumsziri, o Kadyak, o wyspy Lisa, o cała ziemia aleucka?... Co mówić o ziemia aleucka?...
Beniowski w prostych wyrazach opowiedział starcowi o swem widzeniu się z Ochotynem, o jego przykrem położeniu wskutek braku okrę-