Strona:Wacław Sieroszewski - Ocean I.djvu/196

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

wyglądający z poza żółto-szarych zasp, poza którym mgliły się sinawo stożkowate, lesiste góry.
Beniowski zdał dowództwo statku na Czurina, polecając mu pilnie dawać baczenie na sygnały i, w razie walki z krajowcami, poprzeć ją niezwłocznie ogniem działowym.
W tym celu pozostawił mu dwudziestu ośmiu ludzi, obeznanych z obsługą artyleryjską. Sam z resztą załogi wylądował w bojowym ordynku, wysławszy naprzód Urbańskiego ze strzelcami do zajęcia wyznaczonego domu.
Na widok wysiadających z szalupy żołnierzy z bronią w ręku, ludność, przyglądająca się zdaleka ruchom przybyszów, pierzchła, jak stado ptaków. Zostało jeno paru starców, którzy, przykucnąwszy nisko na ziemi, witali Beniowskiego pokornie, pocierając ręce i gładząc siwe brody.
Beniowski zatrzymał się przed nimi na chwilkę i powitał ich mniej więcej podobnym gestem, lecz długo się z nimi nie zabawiał, gdyż towarzyszący mu Moskale objaśnili go, iż są to ludzie prostej kondycji oraz pozbawieni wpływu, że nie należy mu poniżać się w oczach reszty ludności zbyt długą z nimi rozmową. Pomimo to kazał Beniowski tłumaczowi prosić ich do obozu, rozbitego na piaskach wpobliżu morza, tuż pod wzgórkiem, na którym stał zajęty już przez straże dom. W ten sposób zachowując kontakt z okrętem, opierał przezornie drugie skrzydło o łatwy do obwarowania budynek.