Strona:Wacław Sieroszewski - Ocean I.djvu/188

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Muszę uprzedzić mieszkańców i przyjaciół Ochotyna o waszem przybyciu. W przeciwnym razie krajowcy, spostrzegłszy rano, wpobliżu okręt nieznany, gotowi pomyśleć, że to jeden z tych piratów, jakich tu od niejakiego czasu krąży mnoga ilość, i mogą albo w głąb wyspy uciec, albo przedsięwziąć jakie kroki niebezpieczne! — tłumaczył się.
— Ciemno! Jakże trafisz?... — dowodził Beniowski.
— Nie lękaj się: wyspiarze i w nocy widzą, a znają tak dobrze tutejsze kąty, że i z zawiązanemi trafią do nich oczami... Doprawdy z życzliwości dla was chcę to uczynić, gdyż jaki inny miałbym cel prócz waszej wygody!... Żaden napad na was przy waszem uzbrojeniu i żołnierskiej sprawności, którą w tym czasie dobrze poznałem, nie może uwieńczyć się powodzeniem i naraziłby tylko napastników na gniew Jego Cesarskiej Mości Pana i Ojca naszego, Pawła Piotrowicza... To właśnie chcę wytłumaczyć wyspiarzom, bardzo niechętnie usposobionym do ludzi rosyjskich, z żałością przyznać to muszę, dla ich bezprawi i dzikich gwałtów, jakie tu w czas przyjazdu popełniają... Rozumiesz więc, jenerale, że w interesie naszym, to jest Rosjan z tubylcami zaprzyjaźnionych i mających z nimi ciągłe handlowe stosunki, jest właśnie pomóc wam, abyście co rychlej i w pełnej satysfakcji stąd odpłynęli, tem bardziej, iż powiadacie, jako jesteście przyjaciółmi Ochotyna i wieziecie odeń