Strona:Wacław Sieroszewski - Ocean I.djvu/182

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

dziurawej bani!... Już i pompy nastarczyć nie mogą!...
Beniowski zebrał niezwłocznie oszołomioną jeszcze przygodą statku załogę koło wielkiego masztu i tak do niej przemówił:
— Jeżeli przed chwilą omało co nie zginęliśmy wszyscy, winą temu nic innego, ino wasz bezrozum. Zostanie surowo ukarany oficer który nie dał mi znać o wypadku z należytym pośpiechem. Tłumaczy się on jednak, że nie mógł zejść z posterunku, i że wyście wszyscy odmówili mu posłuszeństwa, w tej liczbie i wysłany do mnie ordynans. Porzuciliście samowolnie wasze stanowiska i nawet próbowaliście spuścić szalupę, czego nikt nie ma prawa uczynić bez mego rozkazu... W ten sposób przekonałem się ostatecznie, że nie zdołam nigdy przy waszej pomocy dokonać waszego wyzwolenia... Bo czyż mogę polegać na was?... Czyż nie przysięgaliście po wielekroć posłuszeństwa i nie łamiecie go wciąż?... Czy nie stawiacie naszego przedsięwzięcia na krawędzi ostatecznej zguby?... W co zamieniłyby się wszystkie nasze wysiłki, co stałoby się z naszym dobytkiem, z naszym majątkiem, z naszemi futrami, pieniędzmi i odzieżą, gdybyście wporę nie ocknęli się z bezrozumnego strachu i nie wzięli się do ratowania powszechności miasto ratować każdy siebie?... Albowiem wszędzie i zawsze w powszechności jest siła nasza, a w rozdrobnieniu i swarach zguba... Nawet ci, co niezmiernie szczęśliwym wypadkiem wy-