Strona:Wacław Sieroszewski - Ocean I.djvu/177

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.




XV.

Beniowski zawsze sypiał czujnie i nawpół ubrany, a szczególniej, gdy spodziewał się nowego tumultu.
Niezwykłe krzyki, tupot i kołysanie się statku obudziły go tej nocy; przysiadł na łożu i nasłuchiwał, macając jednocześnie na stole leżący tam pistolet.
Wrzawa rosła, słyszał wyraźnie wrzaski i kłątwy:
— Toniemy!... Ratuj się, kto w Boga wierzy!...
— Wołać naczelnika!...
— Beniowski!... Gdzie Beniowski?...
— Śpi!... Wszyscy ze starszyzny śpią!
— Pal go djabli!... Niech „drychną“!... Obejdziemy się bez nich!
— Dalej, spuszczajcie łódź!... Na co czekacie!?...
— Hej!... Dalej!... Bierzcie się!...
Słyszał Beniowski, jak zaćwierkały zardzewiałe bloki, statek znowu zakołysał się mocno