Strona:Wacław Sieroszewski - Ocean I.djvu/138

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.




XII.

Przesiliła się na okręcie niezgoda, ustały swary. Ludzie znowu, jak bracia, jak w pierwszych chwilach wolności, łagodni i wyrozumiali, dzielili się myślami i kęsami chleba, niby komunją.
Leciał okręt, jak ptak, chętnemi kierowany rękami, omijał łatwo przeszkody, prześlizgiwał się chyżo między karawanami płynących bez końca z północy lodów.
Jedna Nastazja nie brała udziału w tym ogólnym błogostanie; ciężko chora leżała w swej kajucie, doglądana przez służebnicę kamczadalkę i starego Bielskiego. Nawet Beniowskiego nie dopuścił do niej doktór Meder, mówiąc:
— Gorączkuje!... Lepiej nie chodź!... I poco ci to?... A jej będzie gorzej!...
Beniowski nie nalegał. Miał zresztą codzień aż nadto zajęć z reparacjami poczynionych przez burzę uszkodzeń, wciąż biegali do niego z zapytaniami o to lub owo, o rozmaite drobiazgi, które w gruncie rzeczy powinien był załatwić ciemięga Czurin. Ten, dobry zresztą ma-