Strona:Wacław Sieroszewski - Małżeństwo, Być albo nie być, Tułacze.djvu/57

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

talentu... A przecież zdaje mi się, że cię kocham!
Czekał na jej odpowiedź ale milczała, skłoniwszy na wzruszone piersi głowę podobną do kwiatu...
— Siedzisz mię wzrokiem, ścigasz wciąż jak jaką zdobycz!... Nie mam gdzie schować się przed twemi oczami...
— Zrozum, iż każdy szczegół w tobie, najmniejszy wdzięk jest dla mnie ciekawy i wzruszający... Przecież zwiędną, znikną te śliczne dzisiaj powaby!... Dla kogo je chowasz?... Dlaczego mają umrzeć niewidziane, niewyzyskane... Przeznaczono im pieścić zmysły, budzić rozkosz... Nie żałuj mi ich... Przecieżeś moja!...
— Wszystko to dobrze ale w odpowiedniej chwili... Czyż ci ich żałuję?!... — odrzekła, chowając zapłonione lica.
— Wiedz, że jestem wiecznie ich głodny, wiecznie!... Żal mi chwilki czasu, spędzonej bez ich widoku, bez ich upojenia... Życie jest krótkie, a potem czeka nas wieczna rozłąka... wieczna noc... wieczna samotnia!
Nie odpowiadała, siedząc pochylona z twarzą ukrytą w ramionach opartych na wzniesionych kolanach.
Stefan westchnął i wstał do roboty.
Potoczyły się dnie smętne, zamyślone.