Strona:Wacław Sieroszewski - Małżeństwo, Być albo nie być, Tułacze.djvu/418

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Wyciągnął rękę i gdy byli już blizko, zaczął słać kulę za kulą...
Zatrzymali się... Rozległy się żałosne jęki śmierci... Błysnęła sina salwa i bicz kul chlasnął w ciemne powietrze...
Szumski wsunął do brauninga nowy pełny naboi magazyn i chyłkiem zgięty, niemal na czworakach podbiegł ku nim, wyprostował się, wyrósł tuż przed nimi.
Włosy zjeżyły mu się nad czołem, zaciśnięte zęby błyskały z pod drgających ust, straszna, spiżowa twarz płonęła w łunie dalekiego pożaru...
Szedł przeraźliwy, jak sam bóg wojny i szukał piorunowymi oczami.
— Bomba!... bomba!... — wołali, cofając się.
Jednocześnie huknęła salwa i Wiktor padł na bruk, jak zerwany sztandar...

Zakopane, luty 1908. r.