Strona:Wacław Sieroszewski - Małżeństwo, Być albo nie być, Tułacze.djvu/406

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Wyprostował się.
— Opowiadaj, gdzie zatrzymałeś się... pan... co zamyślasz robić? Czy na długo?
— Właśnie nie wiem, jak postąpić... Hotel obsaczony... Muszę spędzić gdziekolwiek noc. Kto tu jest z naszych?
— Po rozłamie zostało bardzo mało... A teraz ta sprawa Bukowskiego... Ale to się da zrobić. Siadaj...
— A więc rozłam nastąpił?
— Nie chcę mówić o tem teraz, nie chcę...
— Rozłam z jakiego powodu?
— Niepodległość!... Wyrzekają się...
— Co? — żachnął się, odchylając w tył. — Dlaczego?
— Nikt tego dobrze nie wie — zaczęła, wybuchając i płomieniejąc coraz bardziej. — W tem kryje się jakaś tajemnica. Niektórzy twierdzą, że klika intrygantów znalazła się wypadkiem u steru w chwili najwyższego politycznego napięcia... Rozegrała się jakaś niezmiernie wyrafinowana intryga, intryga na szeroką skalę. Pokryto ją płaszczem, że dla proletaryatu niepodległość jest niepotrzebna, a nawet szkodliwa. Obsadzono na gwałt wybitniejsze, odpowiedzialniejsze miejsca ludźmi stosownych poglądów, albo ludźmi chwiejnymi, nowymi, niczem niezwiązanymi z ruchem. Głośno na wiecach wyrażano po-