Strona:Wacław Sieroszewski - Małżeństwo, Być albo nie być, Tułacze.djvu/298

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Cóż to
— Wybieram się w podróż długą i niepowrotną...
— Co? Uciekacie?!
Kiwnął głową.
Pobladła.
— Domyślałam się... A... a...
Głos jej się załamał. Ucichła. On spochmurniał.
— Cóż robić? Dlatego nie mówiłem nikomu... Niepotrzebne żale i smutki... Bywajcie zdrowi, muszę już iść, gdyż chcę zajrzeć do wszystkich!
Wstał. Gdy schylił się, aby ucałować jej rękę, w nagłym porywie przycisnęła jego głowę do piersi. Gdy wyszedł, te same dłonie przycisnęła do zamierającego serca.
Nie zauważył jej ruchu, nie dosłyszał cichego pół-jęku:
— Już po wszystkiem!...
Odwiedził górala z dalekich, południowych gór, umierającego w małej, zakopconej izdebce. Gdy wszedł, chory usiadł na pościeli i zwrócił ku niemu wyschłą, ciemną, orlą twarz z wielkiemi, ptonącemi oczyma.
— A, to wy!... Co słychać?... Może odebraliście jakie wieści?...
— Nic szczególnego... Borykają się, ale mało ich pozostało...