. . . . . . . . bo któżby
Ścierpiał pogardę i zniewagi świata,
Krzywdy ciemięzcy, obelgi dumnego,
Lekceważonej miłości męczarnie,
Odwłokę prawa, butę władz i owe
Upokorzenia, które nieustannie
Cichej zasługi stają się udziałem,
Gdyby od tego kawałkiem żelaza
Mógł się uwolnić? Któżby dźwigał ciężar
Nudnego życia i pocił się pod nim,
Gdyby obawa czegoś poza grobem,
Obawa tego obcego nam kraju,
Skąd nikt nie wraca, nie wątliła woli,
I nie kazała nam pędzić dni raczej
W złem już wiadoinem, niż uchodząc przed niem,
Popadać w inne, którego nie znamy...
Tak to rozwaga czyni nas tchórzami;
Przedsiębiorczości hoża cera blednie
Pod wpływem wahań i zamiary pełne
Jędrności, zbite z wytkniętej kolei,
Tracą nazwisko czynu... Ha, co widzę?
Piękna Ofelia!... — Nimfo w modłach swoich
Pomnij o moich grzechach...
— Ofelio!... — jęknął, bledniejąc Zaremba. — Ofelio!...
Wsparty rękami i czołem na murze słuchał przejęty, wpół przytomny... choć stukanie już ucichło i słychać było zamiast niego w celi sąsiada gwałtowne krzykliwe głosy... choć elektryczność dawno już zapłonęła nad nim, odemknęła się we drzwiach klapa i szcze-