Strona:Wacław Sieroszewski - Małżeństwo, Być albo nie być, Tułacze.djvu/252

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Znów zajęcia codzienne, znów zaniedbany pająk i to co działo się na korytarzu, nabrało dlań waloru i znaczenia... Pilnie przysłuchiwał się, kogo wyprowadzano na przechadzkę, co robi dozorca, o czem stukają towarzysze i z najmniejszej przerwy, z najmniejszej okazyi korzystał, aby zarzucić Pankracego tysiącem celowych, podstępnie obmyślonych zapytań...
— Więc nie gniewasz się? — ucieszył się ten, gdy Zaremba po raz pierwszy do niego zapukał. — Myślałem, że dotknąłem cię niewczesnymi żartami!
— Ależ nie!... Wczoraj byłem znużony... W dodatku ten sąsiad... Słyszałeś, co on wyrabiał przeszłej nocy...
— Spałem, ale mi mówiono, że stukał coś niemożliwie długiego... Czy powiedział ci wreszcie swoje nazwisko?...
— Nie... Wyobraź sobie: on stukał urywek z... Hamleta!
— Z Hamleta?... I nic więcej?!
— Nic. — I wiesz co, zaciekawił mię niezmiernie... Czy znasz Hamleta?... Czy widziałeś go w teatrze?
— Owszem kilka razy... Po co ci to?...
— Usiłuję go sobie przypomnieć... Może pamiętasz jaki urywek?...
Pankracy długi czas nie odpowiadał.