— Co to za człowiek?
— Gdyby obdzierano w jego oczach którego z nas ze skóry, nie mrugnąłby powieką...
— Taak! Więc co?
— Nie zapomnijcie żądać skórzni pod kajdany... Wszak rana wasza nie zagoiła się.
— Nie ropieje na szczęście...
— To dobrze. Wszyscy żądamy skórzni... Jest to obecnie przedmiot naszej zbiorowej walki...
— Walki?... Naszej walki? — wystukał pytająco.
— No tak!... To i spacer zbiorowy...
— Ja wcale nie mam spaceru...
— Bezprawie. Wskażcie na prawidła i żądajcie...
— Jak żądać?
— Stukajcie do drzwi głośno, kiedy przyjdzie na was kolej i powiedzcie, żeby was wyprowadzili...
— Aha, dobrze!... Ale... nie mam ochoty zwracać się do tych drabów... Zaczekam na Heroda...
— Jak uważacie...
Znowu długie milczenie. Wzdłuż korytarza ciężko przecłapał »Grubas«.
— Kolego?...
— ?!...
Strona:Wacław Sieroszewski - Małżeństwo, Być albo nie być, Tułacze.djvu/227
Wygląd
Ta strona została przepisana.