Strona:Wacław Sieroszewski - Małżeństwo, Być albo nie być, Tułacze.djvu/205

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Gdy tak siedział w kucki koło owego cudu, usłyszał, że do drzwi skrada się, jak kot przebiegły, »grubas«.
Filcowe jego cichostępy sprawiały nie więcej hałasu, jak uderzenia skrzydeł ćmy nocnej, lecz Zaremba już dawno siedział w więzieniu i słyszał... jak trawa rośnie. Powstał więc szybko i odskoczył na środek, ale dzięki okowom zrobił to tak niezgrabnie, że dozorca coś zapodejrzał i długo nie porzucał »judasza«. Wreszcie otwarł drzwi i obrzucił ścianę wystraszonem spojrzeniem.
— Co tu robisz? Siedź spokojnie!...
Zaremba zmierzył nieprzyjaciela wzrokiem pełnym szyderstwa i nienawiści.
— Za dużo ci jeszcze jeść dają, co?! — mruczał dozorca wychodząc. — Czego im trzeba?! Wiecznie tylko łaź i pilnuj jak małych dzieci!...
Porwany niepokonaną ciekawością, błądził Zaremba dalej po swej celi, szukając kryjówek i narzędzi poprzednika. Ledwie nie krzyknął z radości, gdy w muszli wodociągu z boku dostrzegł małą szczerbę po sztucznie odłupanym kawałku polewy. Zaczął próbować, czy nie uczyni tego gdzie indziej za pomocą paznogci, a gdy przekonał się, że to niemożliwe, posłuchał, czy dozorca daleko, wspiął się jedną nogą na kuble, kolano dru-