Strona:Wacław Sieroszewski - Małżeństwo, Być albo nie być, Tułacze.djvu/137

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.



XI.

Nierychło miała do tego sposobność, gdyż okrutne zawieje przerwały na jakiś czas wszelką komunikacyę ze światem.
Szare chmury, już od kilku dni kotłujące się nad doliną, opuściły się tak nisko, iż między niemi a ziemią została zaledwie wązka biaława szpara, po której gwizdał przeciągle wiatr, strząsając z drzew resztki listopadu. W nocy posypał się śnieg, ubielił lasy i góry, wyrównał jeziora i bagna, zamiótł drogi...
W prowadzących do jurty opłotkach wyrosły wkrótce takie zaspy, że Stefan dzień cały łopatą przebijał w nich przejście.
— Ośm miesięcy... ośm miesięcy!... — powtarzała z przerażeniem Zofia, patrząc na wydmy, dymiące się dokoła, na białe zwoje śnieżycy, przewalające się potwornymi kłębami.