Strona:Wacław Sieroszewski - Korea.djvu/426

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

ło elektryczne w pałacu, towarzystwo amerykańskie przerwało prąd, gdyż dwór już kilka rat zaległ z opłatą... Onegdaj przyszło 80,000 dolarów, ale dziś już nic niema... Albo to można nastarczyć na to stado białych kruków?!... Tu ich lata, jak much!... Głodne, wciąż tylko patrzą na ręce...
Wiele z tych wiadomości istotnie okazało się prawdziwemi.
Nazajutrz rano, około 7-ej, istotnie obudziła mię muzyka wojskowa i rzęsiste bębnienie. Gdym wyszedł z lornetką na balkon, ujrzałem cały plac przed bramą pełen wojska. Było tam tego pewnie ze dwa bataliony. Część żołnierzy stała w bezładnym szeregu, ustawiwszy broń w kozły, część szła długą wstęgą, błyskając szczeciną bagnetów... Podobno w Seulu wojsko zajmuje codzień aż 1,200 posterunków. Samego pałacu strzeże batalion. Ale czy wojsku temu ufać można, dowodzi okoliczność, że w czasie zamieszek 1882 roku przyłączyło się ono do wichrzycieli, a w 1895 (8 października) przyboczna gwardya cesarska (si-uj-dä) haniebnie rozbiegła się na samą wieść o napadzie na pałac. Płynie to stąd, że w pierwszym wypadku wojsko cierpiało wprost od głodu, gdyż zmniejszono mu niesłychanie i tak już skromne porcye ryżu. Następnie ze sprawozdania rosyjskich instruktorów dowiadujemy się ciekawej rzeczy, iż „wydanie batalionowi (wzorowemu) całkowitego żołdu i wpisanie pokwitowania z odbioru do książeczki służbowej sprawiło silne wraże-