Strona:Wacław Sieroszewski - Korea.djvu/352

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

skargi, że ostatecznie dawne pobory wróciły w rozmiarach dziesięć razy większych“, żali się inny sprawozdawca[1]. W Korei wprost roi się od ubogich, źle płatnych i rozwydrzonych urzędników. Jest ich wszędzie pełno i wtrącają się do wszystkiego, węsząc dla siebie łup i zabraniając tego, co nie obiecuje im zysku. Kupcy

  1. Tych „gońców urzędowych“ „sa-rion“, zwanych przez angielskich pisarzy „yamun runner“ (ämun po korejsku — ministeryum oraz wszelki zarząd“; z chińskiego — ja-myń), nie należy mieszać ze skorochodami i kuryerami (sangarime) pocztowymi, których utrzymywały dawne poczty dla przewożenia przesyłek rządowych. Byli to zazwyczaj niewolnicy osadzeni na ziemi, należącej do stacyi pocztowej. „Sa-rion“ są to drobni urzędnicy zarządów prowincyonalnych i powiatowych, wysyłani ze szczególnemi poleceniami lub ważniejszymi papierami rządowymi. Prócz tego jeździ dużo innych urzędników korejskich; lubią oni bardzo takie podróże, połączone zawsze ze znacznym zyskiem. Każdy urzędnik znaczniejszy miał prawo do trzech koni bezpłatnych i świty złożonej z 6 ludzi pieszych, drobniejsi urzędnicy dostawali 1 lub 2 konie i mieli prawo do 2 lub 4 ludzi ze służby. Wszystko to jadło i piło darmo, na rachunek wiosek, gdzie się zatrzymywali; koni podwodowych brali zawsze więcej i przewozili w ten sposób bezpłatnie z jednego końca kraju na drugi towary, których sprzedaż w głuchych kątach dawała im nieraz znaczne zyski. Nie jest to bynajmniej zjawisko właściwe tylko Korei. Owszem, w tych wysłańcach rządowych można się dopatrzyć mongolskich „baskaków“, wysyłanych do zawojowanych prowincyi dla poboru podatków i przeglądu. To samo istnieje w Chinach, gdzie w dodatku urzędnicy nie opłacają likinu (podatku wewnętrznego) na rogatkach rzecznych i lądowych. Z państw europejskich „komenderówki“ utrzymały się jedynie w Rosyi.