Strona:Wacław Sieroszewski - Dary wiatru północnego.djvu/76

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wiatraki wasze obraca i wypełnia żagle, czy zrywa dachy, burzy tamy i mury, to wasza rzecz!... Wy o to się starajcie, żebym wam pomagał, a nie gnębił was!... Była tu pewna mała istota, której, na jej płacze i żale, nieraz to powtarzałem... Poszła uczyć was rozumu... Opuściła starego... Ale wątpię, żeby co z tego wyszło!... Drzecie się między sobą, kłócicie. Może ona ciebie posłała?... Źle ci doradziła, źle!...
— Nie, to ja sam poszedłem, choć znam ją!...
— Znasz ją?! Widziałeś ją?... — zagrzmiał wiatr i spróbował powstać. Trząsł się pod nim tron lodowy, posypały się z lawin śniegi i góra drgnęła w posadach, pociemniała twarz wielkoluda, ale po krótkim wysiłku został na miejscu.
— Widzisz, i ja jestem bezsilny!... Wiążą mnie własne mrozy, lody i zaspy śniegowe!... Gdzieżeś ją widział?... Mów, a wynagrodzę cię!...
— Więżą ją zbójnicy w lochu kamiennym... Chcieli ją uczynić swoją pomywaczką, ale nie zechciała nią zostać! Trzymają ją, aż dorośnie, aby sprzedać w niewolę do dalekich krajów... Albo herszt zbójecki weźmie ją za żonę!...
Drgnęły boleśnie puszyste brwi śniegowe, błysnęły groźnie pod niemi oczy lodowe. Znów