Strona:Wacław Sieroszewski - Dalaj-Lama Część pierwsza.djvu/86

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

podniósł nad białemi kłami wąsate wargi i, charcząc, wpatrywał się w nich mieniącemi się, jak zielone szmaragdy, oczami. Przednie łapy wyciągnął przed sobą, tylne wężowym ruchem podbierał pod siebie...
— Odejdź, odejdź, Hanka!... Zaraz skoczy... Obali nas oboje... Pamiętaj, strzelaj po mnie... pamiętaj!... — szeptał chłopak zmartwiałemi usty.
Hanka posłusznie odsuwała się, zgarbiona, kryjąc się za bratem. Ten przyklęknął i karabin wolno podnosił. Nim huknął strzał, Hanka dostrzegła, że żółta błyskawica mignęła ponad parowem i na miejscu brata, tuż przed nią stanął potwór... Jedną łapą przyciskał do ziemi głowę Władka drugą z rozczapierzonemi pazurami wyciągał w powietrzu ku niej, jak rozgniewany kot... Ogłuszający ryk i charkot przelewał mu się po rozdygotanej gardzieli, wstrząsał, drgającym w rozwartej paszczy, krwawym ozorem.
Ale Hance od chwili, gdy spostrzegła w prochu głowę brata, wróciła cała zimna krew. Członki jej przestały drżeć, opuściła się, jak ją brat uczył, na kolano i, oparłszy na niem prawą rękę, spokojnie mierzyła między ślepia gorejące teraz, jak krwawo-żółte latarnie, o parę kroków przed nią pod białemi brwiami...
Miała wrażenie, że karabin sam wystrzelił. Zerwała się zdumiona, zapominając zrepetować broń.