Strona:Wacław Sieroszewski - Dalaj-Lama Część pierwsza.djvu/33

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Dziewczyna zamknęła oczy i próbowała również usnąć, lecz ciężki oddech rannego, przeplatany jękami, dziwacznem, chwilami żałosnem, chwilami okropnem rzężeniem, zmieszanem z mongolskiemi i rosyjskiemi wyrazami — brzmiał tak strasznie, tuż nad jej uchem, że o śnie marzyć nie było podobna.
Leżeli w ciasnej jamie blisko siebie, przylegając ciałami i gorący oddech umierającego, tchnący już rozkładem poszarpanych wnętrzności, bił wprost w twarz dziewczyny. Odwracała się od chorego, a jednocześnie łzy napełniały jej oczy i nieopisana litość ściskała serce. Wspominała skromność, czułość, delikatność tego brzydkiego, żółtego jak mosiądz, płaskolicego młodzieńca, zakochanego w niej beznadziejnie. Teraz umierał daleko od krewnych, od ojczystych koczowisk, zamieszany do krwawej, obcej mu burzy, tylko dlatego, że chciał jej bronić... Bo przecież rozumiała dobrze, że nie przyłączył się do uciekających z miasta przed paru już dniami rodaków, że pozostał tylko po to, żeby być blisko od niej w chwili niebezpieczeństwa i że po to tylko zapisał się do ochotniczego wojska obrońców miasta... Jeszcze w chwili ostatecznego pogromu, kiedy dzikie hordy zwycięskich zbrodniarzy opanowały miasto i rozbiegły się po niem, paląc, rabując, gwałcąc, — próbował skłonić ją do ucieczki wraz z matką... Wówczas można było jeszcze ujść, jeszcze brzeg rzeki nie był opanowany przez nieprzyjaciela i łodzie jeszcze nie były poniszczo-