Przejdź do zawartości

Strona:Wacław Sieroszewski - Dalaj-Lama Część pierwsza.djvu/197

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— To ty nie wiesz? Nasz głównodowodzący — po chińsku „Dziań-dziuń“ jest Niemcem. Baron Ungern von Szternberg!... Niezwykły człowiek... Niezwyciężony... On to zorganizował nasze wojsko, z początku z Burjatów Zabajkalskich i rosyjskich dezerterów, potem przyłączył Mongołów Chał-cha, zdobył Urgę, oswobodził z rąk Chińczyków Bogdo-Gegena i ogłosił go cesarzem niepodległej Mongolji... Dzięki jemu jesteśmy wolni! A on, chociaż Niemiec, jest naszym z wiary, buddystą!... Modli się w naszych świątyniach i ma w swym namiocie ołtarz z posągiem Dobrotliwego... — opowiadał z uniesieniem Szag-dur.
Widząc jednak, że uniesienie jego nie udziela się wcale ani Władkowi, ani Hani, dodał przekonywująco:
— Nie bójcie się!... Nic wam się złego nie stanie!... Poprostu zainteresowali się tam w stolicy waszym losem, tembardziej, że ja też napisałem do wuja, że jesteście Polacy, a baron bardzo lubi Polaków i ma straż przyboczną wyłącznie z Polaków...
— Tak, tak!... Bardzo być może, ale ja wyznaję, myślałem, że pozwolą nam odjechać w stronę Chajlaru... W każdym razie tam byłoby bliżej do kolei i Pekinu.
— Do Pekinu z Urgi wcale nie dalej i droga lepsza przez Kałgan... Ale ja nie wiedziałem, że wy chcecie do Pekinu... Nie radziłbym jednak, gdyż tam w Chinach byłoby wam gorzej... Tam