Strona:Wacław Sieroszewski - Dalaj-Lama Część pierwsza.djvu/127

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Chodźcie, chodźcie!.. Gdzieżeście się zapodzieli?... Kuźmin dawno was szuka, bardzo się gniewa... Cała milicja na zbiórce na majdanie... Wań przypędził stado owiec... Rozkaz, żeby natychmiast je szlachtować i ze skóry obdzierać... Mamy pomagać i pilnować, żeby „chinezy“ nie pokradły...
— Słuchaj, Mikita, zabrałeś nasze rzeczy?... — spytał groźnie Władysław, podchodząc i zastępując mu drogę od proga.
— Ja?... W głowie wam się przewróciło... Klnę się na rany Chrystusa... nic nie tknąłem... I po co?... Przecie razem mieliśmy uciekać... — dodał szeptem.
— Nie znalazłem ich... Słuchaj, oddaj nam tylko książkę i mapę... resztę weź!...
— Bóg z wami, Bóg z wami... Co wy?... Uczciwym jestem towarzyszem... Starym włóczęgą... klął się tak szczerze i bił w piersi, że Hani zrobiło się wstyd.
— Może nie on! — szepnęła do brata po francusku.
— Któż mógł wziąć?... On jeden znał miejsce...
— Możeś sam omylił się — wtrącił Mikita. — Nie tam szukałeś? W tajdze często się zwidzi!... Pójdziemy szukać razem, a teraz chodźcie, bo będą nam wymyślać... Umyślnie mię po was posłali... Biełkin sam tam jest... Nakazał wielki po-