Strona:Wacław Sieroszewski - Dalaj-Lama Część druga.djvu/67

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Daruje, Wasza Przewielebność, moje uniesienie... — zagadał już zupełnie spokojnie do Dżał-chań-cy. — Ale na każdym kroku trafiam na podobne przeszkody... Ludzie nie umieją słuchać, nie umieją wykonywać rozkazów... Muszę mieszać się do każdego drobiazgu i te drobiazgi zabijają mię, duszą, gubią... Nie mam czasu na rzeczy wielkie, a te płyną, nabiegają jak chmury burzliwe... Trzeba je uprzedzić... tymczasem muszę tracić godziny na rzeczy, których być nie powinno... muszę tracić siły... Wszędzie sam, zawsze sam!... Wasza Przewielebność widzi... Takie głupstwa! Zwykła omyłka, zbytnia służbistość... — roześmiał się.
Dżał-chań-cy Chu-tuch-ta kiwał uprzejmie głową.
— Tak, tak!... Stała się omyłka... Nic wielkiego!... Szag-dur, idź z oficerem i dopilnuj, żeby znowu co nie zaszło!... — zwrócił się łagodnie kapłan do Burjata.
Ten czekał tylko na ten rozkaz, zerwał się i, kłaniając nisko wielekroć dostojnikom, wycofał tyłem z jurty. Wtedy baron przysiadł się bliżej do Chu-tuch-ty.
— Cała ta awantura... — zaczął głosem cichym i wnikliwym — wcale nie jest tak błahą, jak się na pozór wydaje... Przedewszystkiem, jakby to wyglądało, gdyby rozeszło się wśród krajowców, że aresztowany został przez naszą policję brat dziewczyny, dokoła której zaczyna narastać ko-