Strona:Wacław Sieroszewski - Dalaj-Lama Część druga.djvu/189

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

wszystkich stron, więc walka z nimi, a nawet poprostu utrzymanie ich na wodzy, byłoby bardzo utrudnione; w dodatku wiatr zimny dokuczałby jej tam niezmiernie; wybrała więc zaciszne miejsce pod kamieniem i przywarłszy doń plecami, postanowiła spędzić noc z kijem w ręku. Zmrok zapadał, szare, obłoczne niebo szybko ciemniało, a szybciej jeszcze mierzchł pod niem rudy step. Opanowało ją straszne znużenie i niepostrzeżenie dla samej siebie zamknęła oczy i usnęła na króciuchną chwilę. Obudziło ją uczucie niezwykłej grozy: istotnie wilki były niedalej jak o dziesięć kroków, leżały i siedziały półkolem w liczbie pięciu z nastroszonemi uszami i mordami, zwróconemi ku niej. — Gdy machnęła kijem i krzyknęła na nie, zerwały się i odskoczyły cokolwiek, nie zdradzając zbytniego przestrachu. Znów położyły się w tych samych pozach i zwróciły ku niej mordy, błyskające zielonemi ślepiami. Widziała je dobrze oczami wyćwiczonemi do patrzenia w ciemnościach. Znów straszny ciężar znużenia zaczął ją tłoczyć i zamykać ciężkie jak ołów powieki; aby więc nie zasnąć, krzyczała od czasu do czasu i machała kijem, gdyż zdawało jej się wciąż, że drapieżniki niepostrzeżenie, sunąc po piasku, zbliżają się ku niej. — Noc czarna, jak niedawna jej pieczara, czyniła tę walkę wprost piekielną.
— Byle nastał dzień, byle nastał dzień!... — powtarzała sobie, choć rozumiała dobrze, że światło dzienne niebardzo poprawi jej położenie,