Strona:Wacław Sieroszewski - Dalaj-Lama Część druga.djvu/159

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Zwróci się, ale nie tym, od których teraz biorą... Nie sarkaliby jednak, gdyż wszyscy rozumieją potrzebę ofiar, gdyby wierzyli, że wszystko pójdzie do Twoich cnotliwych rąk, panie!... Lecz Wołkow zabierał konie i natychmiast je w sąsiednich ułusach sprzedawał, uprowadzał bydło, aby oddać je za srebrne „ljany“ chińskim przekupniom... Żołnierze jego rabowali domowe sprzęty nawet najbiedniejszym... Hańbili dziewczęta i kobiety, nie szczędząc nawet świętych mniszek...
— Są dowody?...
— Cała gromada świadków i delegatów czeka u Twego progu, o Sprawiedliwy, abyś ich wysłuchał...
— Święty Sługo Dobrotliwego, otoczony jestem całą gromadą łotrów i zbrodniarzy, ale co robić, kiedy innych niema, gdyż słaby jest człowiek! Widocznie Niebo chce, aby rękami złych uczynić tem świetniejsze zwycięstwo Sprawiedliwości!...
— Gdyby choć tak!... — zaczął łagodniej już Dżał-chań-cy. — Ale Wołkow cię oszukuje. Był w klasztorze, gdzie wiemy, że ukryta jest Darichu, a nie zabrał jej... Wziął napewno kubana od tego „czerwonego“ wysłańca z Lum-po. W Tybecie rozdrażnieni są bardzo, że sięgasz po skarby klasztorne na budowę „żelaznych ptaków“. Rychło patrzeć, jak, podburzeni przez zbuntowanych mnichów, ruszą hordy Diurbiutców, Darchatów, Urjanchów i innych ludów Zachodu, aby