Strona:Wacław Sieroszewski - Brzask.djvu/49

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

i błękitne półcieniów mieszały się kapryśnie ze złotym deseniem słońca, ze rdzawem tłem leśnej ściółki, z siwymi rzutami porostów i jasno zieloną koronką paproci. A wszystko powlekała i ćmiła tajemnicza seledynowa dymka, płynąca z wysokiego stropu.


∗             ∗

Po »tajgach« północnej Syberyi, po zabajkalskich »urmanach«, po puszczach Kaukazu, otrzymałem tu wrażenia leśne zupełnie nowe i zajmujące.
»Tajga« nie jest gęstą. Ma dużo niegrubych pni, dużo gałęzi i dużo powietrza. Często przedstawia zwykłą szarą sieć chrustu. Gdzie spojrzeć, prześwieca blade niebo. Las — w rzeczywistości czarny, osmalony, kołtunowaty, wydaje, się w skupieniu delikatnie bladym od przewagi złotozielonych modrzewi i obfitości światła. Słońce w tajdze nie tworzy olśniewających smug, ostrych strzał, cętków i plam, o krawędziach wyraźnych, jak grudy rozsypanych dukatów; nie rzuca również głębokich, żałobnych cieniów; ono przenika wszędzie i kładzie na grzędy pokotem ułożonych, omszałych zwałów deseń płytki, misterny i bardzo ruchomy. W tajdze prawie niema podszycia, niema wesołych szmaragdowych łąk, jest za to mnogość jezior,