Strona:Wacław Sieroszewski - Brzask.djvu/39

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Dokładnie nieustanowione. Śniegi ze dwa tygodnie dłużej leżą. Padają często deszcze...
— Jaki gatunek drzew przeważa?
— Sosna, tak... sosna! Choć są miejsca, gdzie świerk, a są i także, gdzie... dąb. Są inne, gdzie mieszanina: olcha, brzoza, lipa, osina, jesion... Niema jeszcze ustanowionego porządku... Przedtem las rósł, jak chciał, a myśmy nastali niedawno... Żadnego planu!
— A cisy macie?
— Cisy?... Cisy?! Ach: cisy! Pamiętam... taxus baccata — dodał po łacinie — są, są... w Cisance na kępie wśród Nikorskich błót. W lecie trudno się dostać, ale jeżeli wasza ekselencya...
— Co robicie z opadami, z posuszem, z chrustem?
— Z opadami, wasza ekscelencyo... właściwie powiedziawszy... Chrust sprzedajemy — fura trzydzieści kopiejek. Ile można, uprząta się, ale właściwie powiedziawszy... z takiemi siłami, jak nasze...
— Ja trzymam się innego poglądu. Przyroda jest najlepszym gospodarzem. Niech leży, gdzie upadło. To użyźnia glebę. Las najlepiej wie, co mu potrzeba. Nigdy sztucznie nie wychować takich lasów...
— Właśnie, właśnie... — zgadzał się pośpiesznie urzędnik.