Strona:Wacław Sieroszewski - Brzask.djvu/243

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

wysunęły się z wnętrza domu kłęby czarnego dymu i krwawe płomienie, jak wielożądły język olbrzymiego smoka i ogarnęły ją, a jednocześnie cały budynek nachylony już w jej stronę, zachwiał się i runął. Główna belka dachu uderzyła ją w piersi, — powaliła i przygwoździła do ziemi. Strasznie jęcząc, wiła się w gorejącem zarzewiu. Wreszcie umilkła.
Wschodzące słońce oblało złotem siwe dymy zgliszcza i skamieniałe z przerażenia postacie Byterchaj i Kutujachsyt.