Strona:Wacław Sieroszewski - Brzask.djvu/226

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Prąd. — Dajcie kosę, Grzegorzu, pójdę, spróbuję, czym nie zapomniał...
Został u nich do wieczora. Obejrzał uważnie Łysuchę i zrobił kilka rozsądnych uwag; popieścił Bysia, pogładził po głowie Byterchaj i dał jej gościńca — tłustą, wędzoną rybę. Anka nalała mu trochę mleka do wiaderka z brzozowej kory.
— A może zostaniesz na noc?... Wiatr się zrywa. Będzie fala!... kusili go.
— Nie... nie mogę... nie sposób... Leży sama, pić nie ma jej kto podać! A zawsze żywa przecież jest dusza... Aby tylko wyżyła, już moja w tem głowa, że się poprawi... Dobrze tu u was teraz, wesoło, macie bydlę... ale nie sposób... Będę do was chodził, sąsiadami zostaniem... ale nie sposób!...
Poczciwiec wziął wiaderko i utykając, powlókł się do łodzi; odprowadzili go i stali na brzegu, aż wsiadł i odpłynął do ciemniejącej wdali wyspy z pochylonemi nad wodą drzewami.