Strona:Wacław Sieroszewski - Brzask.djvu/178

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Alebym zawsze stał na brzegu i krzyczał!... przyznał się Prąd, któremu już wrócił dobry humor.
Wyciągnęli bucz z wody, poprawili uszkodzenia. Poczem pokładli się koło ognia w oczekiwaniu, czy się co nie złapie.
— Oj! — wzdychał Prąd, patrząc w niebo. — Te kobiety są jak słowa w zagadce! Czego chcą, niewiadomo! A tylko to wiem, że... nie za mnie, Grzegorzu, mści się ona na tym buczu...
Grzegórz spochmurniał.
Gdy się trochę ryb złapało, uradzili, że Prąd zaniesie je do domu i przyśle Grzegorzowi przez Ankę kołdrę i skórę na posłanie, gdyż tej nocy Grzegórz postanowił zostać na straży.