Przejdź do zawartości

Strona:Wacław Sieroszewski - Bolszewicy.djvu/78

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
SARNOWSKIJ

Po co to udawać. Wiecie już wszystko,

SONIA

Tak wiem, że wy też... podglądaliście przez dziurkę od klucza!

SARNOWSKIJ

Rzecz prosta, że podglądałem. Wcale się tego nie wstydzę. To jest mój obowiązek. Zbyt ważną dla nas jest rzeczą wiedzieć, co się wokoło nas dzieje... Coby było, gdybym i ja zaniedbał to, o co się wy już zupełnie nie troszczycie...

SONIA

Prościej było wejść i nie dopuścić!

(Siada na krześle z lewej strony stołu)
SARNOWSKIJ

Przestańcie, towarzyszu Sonia!... Wy należycie do tej samej, co i ja „jaczejki“, ale on do niej na szczęście jeszcze nie należy. My jesteśmy w tem położeniu, że musimy za wszelką cenę znać istotę rzeczy, a nie jej pozory... Dookoła otaczają nas wrogowie... W tym wypadku, jak w wielu innych, aby prawda wypłynęła na wierzch, należy słabości ludzkiej pofolgować! Niech się pan Sypniewski wsypie, wtedy dowiemy się, co ma na dnie duszy!...

SONIA

W tym wypadku pozostawcie mnie troskę o prawdę... dna duszy!... Ja odpowiadam. Niech towarzysz, wie, że zabroniłam wpuszczać kogokolwiek do pokoju aresztowanej. Wybyście też tam łazili!...