Strona:Wacław Sieroszewski - Bolszewicy.djvu/74

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
SONIA

No, no!... Idź już sobie!... Niech będzie!

MARCINEK
(robi minę do Zosi, schodzi z drabinki, bierze ją i wynosi wraz z Zosią przez drzwi na prawo)
SCENA DZIESIĄTA
Sonia, Li.
SONIA
(przechadza się chwilkę, poczem siada do fortepianu i gra „Chryzantemy“. Nagle zasłona we drzwiach na lewo rozchyla się i w fałdach pojawia się trupia twarz Li; chińczyk uśmiecha się i kiwa głową na Sonię).
LI

Chao! Chao! To-ba-lisz!...

SONIA (spostrzega chińczyka)

Chodź, chodź!... Co powiesz?

(wstaje i podchodzi ku niemu, ten wysuwa się z pod zasłony z nieodstępnym karabinem w ręku)
LI

Moja... mało — mało... znaj!

SONIA

No, co takiego?

LI

Ka-py-ten Sy.. chody... u ruska baba!...

(pokazuje na górę)