Strona:Wacław Sieroszewski - Bolszewicy.djvu/40

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
SYPNIEWSKI (zimno)

Nic na to nie poradzę; to nie mój dział.

SCENA CZTERNASTA
Ciż i Marcinek
MARCINEK
(wpadając ze drzwi na prawo od stołowego pokoju)

Proszę dziedziczki, Wojciechowa mię posłała, że nic nie może zrobić. Tych bolszowników pełna kuchnia. Jak tylko postawi coś na ogniu, zaraz wpadają, zabierają nawet z rondlami... A poniektórzy to palcami gorące chwytają wprost z garnków i do gęby... Bucha im stamtąd niby dym i ogień... Straśno patrzać, proszę dziedziczki, Straśno patrzać...

MORSKA (do Sypniewskiego)

Czy znowu będę winna, jeżeli pańscy towarzysze nie dostaną kolacji?

SYPNIEWSKI (śmiejąc się)

Zapewne, że winien... stary rzeczy porządek! Ale... nic wielkiego? Jesteśmy przyzwyczajeni! Wszystko się ułoży.

(Marcinek w czasie rozmowy skrada się ku drzwiom na ganek i przeciska przez bolszewików do Chołupki).
SCENA PIĘTNASTA
Morska, Sypniewski.
MORSKA

A jednak... to wstrętne, to mię wprost zgrozą przejmuje, że pan jest... że pan prowadzi... tych najeźdców!