Strona:Wacław Sieroszewski - Bolszewicy.djvu/107

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
SCENA DWUDZIESTA DRUGA
Sonia, Sarnowskij, później Gułaj.
SARNOWSKIJ (podchodzi do Soni)

Dawno ci mówiłem, Sonia...

SONIA (gniewnie)

Cóżeś mi mówił?

SARNOWSKIJ

Że co, „goj“, to „goj“, a co my, to my!

SONIA

Głupstwo! Wszyscy mężczyźni są dranie!

SARNOWSKIJ
(podchodzi do niej jeszcze bliżej)

Chcesz, ja go zaraz aresztuję. Ja mam na niego dowody...

SONIA (posępnie)

Jeszcze nie!

(spostrzega Gułaja, który ukazuje się we drzwiach na lewo)

Aha, Gułaj! Jesteś nareszcie!... Kazałam cię dawno szukać, ale nigdy niema cię na swojem miejscu!

GUŁAJ

Byłem przy ważeniu mięsa; zawsze człowieka skrzywdzą!... Burżujom dają, a nam mało co zostaje!

SONIA (do Sarnowskiego)

Nuchim, gaj ewek for e moment! Później będę ciebie potrzebować!

(Sarnowskij wychodzi na prawo)