Strona:Wacław Sieroszewski - Bolszewicy.djvu/101

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
MORSKA (podejrzliwie)

Jaką posadę?... Czy tę, którą ofiarował mi pan Razin?...

SYPNIEWSKI

Nie, tamta już niemożliwa... Jakąś inną...

MORSKA

Więc jaką?... Ja nic nie umiem.

SYPNIEWSKI

To wszystko jedno! (ogląda się na drzwi) To formalność bez znaczenia... Głównie jak się stąd wyrwać... Otóż tylko ja mogę panią stąd wywieźć... Ale musi pani podpisać podanie, że pani życzy sobie zająć u mnie miejsce sekretarki. Inaczej Razin i Sarnowskij nie zgadzają się pani wypuścić ze mną i zostanie pani odesłana do sztabu pod eskortą żołnierzy...

MORSKA (zdziwiona)

Więc co? Nie rozumiem. Wprawdzie wolałabym jechać w towarzystwie człowieka kulturalnego jak pan, lecz... nie jest to znowu tak ważna rzecz, aby warto było dlatego aż podpisywać jakieś deklaracje...

SYPNIEWSKI

Boże, mój Boże!... Pani nie rozumie, pani istotnie nic nie rozumie! (ogląda się na drzwi) Niechże pani wie, że czy w sztabie, czy gdziekolwiekindziej... wśród tej... hordy... pani uroda..., oślepiająca uroda, ten wdzięk, czystość, i wstydliwość są największymi pani wrogami,... największem niebezpieczeństwem... Rozumie pani?!