Strona:Wacław Sieroszewski - Beniowski II.djvu/68

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
—   60   —

gdybym został owym szczęśliwym małżonkiem córki naczelnika i naczelnikiem miejscowej policji, jak mi obiecują, to czyż jutro nie mogę znów być przez podły donos, zawiść sąsiada, nieszczęśliwy traf, strącony na samo dno tutejszego piekła, zapędzony do min, wyzuty z mienia i życia?...
— Nie, przyjaciele moi — mówił dalej Beniowski — nie pogodzę się nigdy z myślą pozostania tutaj, choćbyście się wy wszyscy jej wyrzekli... Sam, jak włóczęga, przekradać się będę przez nieobeszłe lasy, na kolanach pełzać nie przestanę ku dalekiej mojej wymarzonej ojczyźnie. Taka jest moja wolał Jako grot, jako kamień raz rzucony, przelecę przez wszystkie przeszkody i zapory, albo padnę zdruzgotany... Przebaczam ci, nieszczęśniku — zwrócił się do Stiepanowa — widzę, jako ogarniony jesteś szaloną żądzą i zazdrością... Przebaczam ci ze względu na krewnego twego a wiernego przyjaciela mego, Panowa, przebaczam za przebyte niegdyś razem niebezpieczeństwa i niedolę więzienną... Co się zaś tyczy panny Niłowówny, rad będę, skoro pozyskasz jej wzajemność i zajmiesz po naszym wyjeździe przygotowane dla mnie miejsce naczelnika policji... Teraz zaś oddal się, albowiem wykreślam cię z liczby sprzysiężonych, a zaprawdę zbyt już wiele drogocennego czasu poświęciliśmy tym małoważnym sprawom. Daremnie czekają rozważania pytania najpierwszej doniosłości, jak mianowicie