Przejdź do zawartości

Strona:Wacław Sieroszewski - Beniowski II.djvu/270

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
—   262   —

dunku, ale Beniowski przypadł i, pociągnąwszy za róg kilimu pokrywającego stół, zrzucił wszystko na ziemię. Wtedy stary z nalanemi krwią oczyma cisnął się jak dzik na przeciwnika i schwycił go za gardło. Po krótkiem szamotaniu się twarz Beniowskiego posiniała, zacharczał i potoczył się w tył, ale w tej chwili gwałtowny huk wstrząsnął domem, wyleciały drzwi, wysadzone petardą i zbrojny orszak wdarł się do domu. Zagrzmiały strzały...
Gdy Beniowski przyszedł do siebie, pierwszą rzeczą, jaką spostrzegł, była pochylona nad nim blada twarz Panowa, drugą — leżący obok niego trup starego Niłowa z przestrzeloną głową.
— Gdzie kobiety?... Postaw straż u drzwi! — wyszeptał cicho. — Dajcie mi wody!...
Podano mu kielich wódki, wypił go chciwie, a że nazewnątrz dalej huczały strzały i wzrastał tumult, Beniowski dźwignął się ciężko z ziemi i, poleciwszy straż nad domem Panowowi, zostawił mu paru ludzi, a resztę poprowadził w bój. Ogień regularny z ręcznej broni za palisadą wskazywał, ze fortecę atakują żołnierze. Szyldwach postawiony u bramy, wołał rozpaczliwie na całe gardło:
— Tutaj!... Tutaj!... Nieprzyjaciel idzie!...
Ale nikt nań nie zważał, wszyscy zajęci byli walką z rozproszonemi tu i tam gromadkami załogi, szturmowaniem do koszar, do składów, gdzie odstrzeliwali się zamknięci żołnierze.
Beniowski kazał zaprzestać szturmów i gro-