tów, potrzebnych na nowem gospodarstwie. Wszyscy również z natężoną uwagą wysłuchali ponownego opowiadania o zatargu ze Stiepanowym, o jego szaleństwie, o pojedynku i zdradzieckim zamachu pistoletowym.
— Już ja mu dam!... Niech się tylko z choroby wyliże!... — wołał Niłow, stukając twardym palcem po stole.
— Ze ślubem wszystko się skończy!... uspakajała go Marta Karłowna.
Beniowski milczał, rad, że będzie miał czem trzymać na wodzy Stiepanowa i jego cichych stronników.
Wrócił do domu po północy.
Cały następny ranek strawił na robieniu z doktorem Mederem petard do wysadzenia w potrzebie bramy forteczki, lub drzwi do składów oraz kancelarji. Poczem odwiedził Stiepanowa. Gorączka ominęła już chorego; poznał Beniowskiego i natychmiast zaczął uniżenie mu schlebiać, przysięgać wierność, obiecywać wdzięczność bezgraniczną. Beniowski udawał, że wierzy, upewniał go, że zapomniał już niedawne przewinienia i skoro się nie powtórzą, nic nie przeszkodzi powrotowi dawnej jego dla Stiepanowa życzliwości...
— Wobec jednak gniewu Niłowa, musisz do czasu pozostać w mieszkaniu i pilnować łóżka, a straż nazewnątrz strzec cię musi!... — zakończył rozmowę.
Strona:Wacław Sieroszewski - Beniowski II.djvu/191
Wygląd
Ta strona została przepisana.
— 183 —