Strona:Wacław Sieroszewski - Beniowski II.djvu/165

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
—   157   —

kunsztowne sposoby, wynalezione przez nas gwoli zapobieżeniu zdradzie, co, zapytam, mogłoby nas uchronić od srogiego losu!?...
— Niech lepiej on zginie, zamiast byśmy mieli zginąć wszyscy!
— Słuszna jest! Dla uratowania pięćdziesięciu, lepiej aby przepadł jeden!...
— Cackają się z nim, jak z wrzodem, bo ich, bo szlachcic, bo siedzi w Radzie, ale z Piacynym i Lewantiewym to się załatwili wprędce...
Huczały coraz burzliwsze głosy. Chruszczów, Baturin, Winblath, Meder, Brondorp, Serebrennikow, kniaź Zadskoj i reszta znaczniejszych wygnańców spoglądali wyczekująco na Beniowskiego.
— Wprowadzić oskarżonego!... — kazał ten. — Może on co nam powie na swoją obronę!
Wszedł Stiepanow w pętach, w otoczeniu czterech uzbrojonych spiskowców. Minę miał dość zuchwałą, skoro jednak przeczytano mu rozkaz naczelnika kraju, oddający go na łaskę i niełaskę Beniowskiego, oraz skoro własnemi oczami sprawdził rozporządzenie i podpis Niłowa, zbladł i opuścił głowę. Ale rychło znowu ją podniósł i obwiódł błyszczącym wzrokiem zebranych:
— Zamiast mnie tracić, który wam dobrze życzę, albowiem dla waszego ocalenia całą rzecz wszcząłem, lepiej schwytajcie jego, wydajcie władzy, upokorzcie się a uzyskacie przebaczenie!... — zagrzmiał nagle, kiwając głową w stro-