Strona:Wacław Sieroszewski - Beniowski II.djvu/151

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
—   143   —

nianie talerza i kieliszka narzeczonej, gdy zbliżył się do niego Chruszczów i szepnął mu do ucha:
— Wynijdź bez zwłoki na ganekl Sprawa pierwszej wagi!...
Zmieszał się Beniowski, spojrzał na ucztujących i, nie dostrzegłszy wśród nich ani Sybajewa, ani Stiepanowa, zrozumiał o co chodzi. Baturin w przeciwnym końcu stołu rozmawiał spokojnie z naczelnikiem i ważniejszymi urzędnikami.
— Znowu ten niecnota! — pomyślał marszcząc brwi Beniowski. — Mam dosyć tego!
Nie mógł jednak zaraz wstać, gdyż siedząca po drugiej jego stronie pani Czernych jęła właśnie go wypytywać, jak to można jeździć sankami, zaprzężonemi w takie duże i dzikie zwierzęta, jak konie?
— Nigdybym się nie odważyła, przenigdy!... Jeszcze gdy mężczyzna na koniu siedzi, to go pod sobą ma, to nim włada, ale tak, toć jakże powodować nim? Może zawieźć, gdzie sam zechce!...
Musiał więc wyłuszczać jej Beniowski urządzenie cugli i wędzidła, kół wozu oraz dyszla, aż usłyszał dyskurs zoddala Nowosiłow i wmieszał się głośno:
— Dyszel urządzon tak, że go białogłowom opisać trudno, ale pokazać łatwo!
— Cha, cha!... — śmieli się mężczyźni.
Beniowski wyniósł się cichaczem, lecz nie za-