Miało to ten skutek, że Niłow zagabnął pewnego razu sekretarza, co on o tem myśli.
— Niepodobna!... Majątek opisany, papiery wygotowane... Niepodobna!... Wszyscy wtedy zaczną psocić, a potem prosić, gdy się jednemu przebaczy... Bez surowych, nieubłaganych praw i ostrych kar jak my się tutaj na krańcu świata z tak małą siłą zbrojną ostoimy?... Każdy oczyma strzyże, gdzieby urwać. Muszą więc, nicponie, bać się, muszą drżeć na samą myśl... Oh, widzę ja, widzę w tem wszystkiem robotę Beniowskiego, ale niech mu Wasza Wysoka Szlachetność zbyt nie dowierza, gdyż i na niego mam ja tutaj sztuczkę niezłą...
Tu nachylił się do ucha Niłowa i zaszeptał z złośliwym uśmiechem:
— Pamiętacie, Iwanie Piotrowiczu, tę zapiskę, co ją Kazarinow w chwili zeznania przedstawił... Jest to poemat do córki waszej i choć pisany innym, niż Beniowskiego charakterem, lecz nikt inny, ino on mógł taki wiersz dowcipny skomponować... Dawno za nim śledzę; daleko mierzy niebezpieczny ten człowiek... Te szkoły, te wyjazdy, przyjazdy, rolne zamiary... Zręczny, ani słowa, nie mogę go na niczem przyłapać... Ale tym razem zdaje się, że mu pazur uwiązł, bo posłuchajcie tylko, Iwanie Piotrowiczu...
Położył na stole zmiętą kartkę, wygładził ją ręką i zaczął czytać uroczystym głosem:
Strona:Wacław Sieroszewski - Beniowski I.djvu/288
Wygląd
Ta strona została przepisana.
— 280 —