Strona:Wacław Sieroszewski - Beniowski I.djvu/278

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
—   270   —

— Wpadliśmy na myśl, że zostaliśmy otruci, gdyż niektóre kawałki cukru miały smak słony. Naówczas parę z nich wybraliśmy, owinęliśmy w płatki ryby i daliśmy owe pigułki do zjedzenia psu i kotu. Zwierzęta w pół godziny zdechły...
— Kogóż podejrzewacie?... komu coby przyszło z waszej śmierci?... — spytał głucho sekretarz.
— Od wielu ludzi dostaliśmy dnia tego gościńce. Otóż między innemi dostaliśmy głowę cukru od kupca Kazarinowa. Wyśledziliśmy, że jadowity cukier z tej głowy pochodził.
— Hę! Głupstwo!... Nie oszukacie mię! Popiliście się i pobiliście się!... Każę trupa felczerowi krajać!... — mruknął Niłow.
— Czyś ty, Beniowski, też pił ową herbatę? — spytał sekretarz.
Piłem, ale mało; gdyż jako gospodarz, dużo zajęcia miałem z ugaszczaniem gości.
— A to podła kupiecka dusza! Taką wymyślić historję!... — wybuchnął komendant.
— Juściż, że trupa należy krajać... — zwrócił się Beniowski do naczelnika. — Lecz przedtem, czy Wasza Wysoka Szlachetność nie uważa za słuszne zawołać wprędce, aby uprzedzić rozgłos, zaraz tu niby na południowe zaproszenie do siebie Kazarinowa i poczęstować go herbatą, oświadczając mu nawiasem, iż w upominku ode mnie Wasza Wysoka Szlachetność dostała głowę cukru, którą z nim masz teraz ochotę napo-