Strona:Wacław Sieroszewski - Beniowski I.djvu/267

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
—   259   —

trzał mętnemi oczyma na blado uśmiechającą się żonę.
— Aha, boisz się, co?
— Boję się, Iwanie Piotrowiczu, boję!...
— Kogo się boisz? mnie, swego opiekuna i karmiciela!... Co?... Ja cię nauczę!...
— Ależ nie!... Boję się, że... sobie buty zawalasz obrzydliwem ciastem...
Niłow spojrzał pod nogi i nagle wdepnął obiema stopami w gęsty, drogocenny rozczyn; Kamczadalka aż przysiadła z cichym okrzykiem.
To ostatecznie udobruchało Iwana Piotrowicza; kazał niewolnicy przypełznąć do siebie, wytarł o nią powalane obuwie i z błogim uśmiechem pozwolił się żonie uprowadzić do sypialni.