Przejdź do zawartości

Strona:Wacław Sieroszewski - Beniowski I.djvu/249

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
—   241   —

— Przyjacielu, powodzenie powodzeniem się wspiera. Spróbuję w każdym razie... W razie odmowy takoż nic nie stracimy... Będziemy innego sposobu szukać!
Tegoż dnia jeszcze o zmroku udał się Beniowski do domu Niłowa i poprosił, aby go zameldowano naczelnikowi. Nastka posłała z zapytaniem Grzesia, a sama zabawiała gościa rozmową w jadalnym pokoju.
— Kto to jest ten Stiepanow?... Wydaje się być wcale grzecznym i umoderowanym człowiekiem!
— Jest to były kapitan, kawaler zewszechmiar godny...
— I poeta!... niech pan przeczyta, jaki mi przez Grzesia przysłał dzisiaj madrygał!
Podała mu papier w kilkoro złożony, a gdy Beniowski wahał się i nie brał, sama wetknęła mu go w palce.
— Chcę, nauczycielu, abyś przeczytał, a może mi poradzisz, co mam z tem robić?... — szepnęła zalotnie i odsunęła się odeń, słysząc za drzwiami kroki matki.
— Ach, to ty, Auguście Samuelowiczu, a ja myślałam, że to kapitan Sybajew! Miał przyjść i przynieść jakieś szczególne alaksińskie wyszycia, przywiezione niedawno z Niżniego przez tego nieszczęsnego Koleskowa... — mówiła wesoło Marta Karłowna, błyskając agatowemu oczyma. — Pogrążyłeś go mocno i kupców zarówno, Auguście Samuelowiczu... Biedny! Sły-