Przejdź do zawartości

Strona:Wacław Sieroszewski - Beniowski I.djvu/221

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
—   213   —

Niłow zamyślił się.
— Dobrze! — rzekł — pomyślę o tem i pogadam z sekretarzem... Nie wszystko mogę, cobym chciał: pilnują i mnie tutaj oczy bystre a zawistne.
— Cóż oni śmią powiedzieć?... Pół miasteczka posyła dzieci do szkoły... Czyż Imperatorowa nie nakazuje przykładać się do nauk!?... Wszystko powstało dzięki rozumowi Waszej Wysokiej Szlachetności i wszystko od Was, panie, zależy.
— Tak to, tak!... Ale wszystko to jeszcze wisi w powietrzu... Może okazać się złem albo dobrem, gdyż... jeszcze nie posłałem raportu i nie wiem co powiedzą!... W każdym razie poddanie się Ankalów jest dla mnie wielką pomocą a to tobie zawdzięczam. Śpiesz się z mapami i sprawozdaniem, abym je mógł na przyszły tydzień wysłać. Idź więc już i przygotuj się dobrze do tego festynu!
Gotowali się do niego z przejęciem nietylko wygnańcy, dla których miał on stać się początkiem jawnego równouprawnienia towarzyskiego, i nietylko mieszkańcy miasteczka, którzy sobie cuda opowiadali o zapasach wódki, mięsa, ryby, jakie na tę uroczystość gromadzili kupcy pod przewodem Czułosznikowa, ale nawet kamczadalscy „tajowie“ już posłyszeli o niej i ściągali z dalekich ułusów, licząc, że uda się im również dobrze upić przy tej okazji. Stąd pewnie powstała głucha wieść o gotującym się w tym cza-