Strona:Wacław Sieroszewski - Beniowski I.djvu/212

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
—   204   —

szym?... Azali nareszcie winić mię możecie, że osobiście rzuciłem się na pomoc przyduszonemu przez niedźwiedzia Sybajewowi!? Gdybym czekał, aż uczyni to Stiepanow, dzielny kapitan dawno byłby pożarty, i nie dlatego, aby Stiepanow mało miał męstwa po temu — daleki jestem od sądzenia go tak niesprawiedliwie — lecz poprostu dlatego, że był zbyt od tego miejsca oddalon, ja zaś byłem napadniętemu sąsiedni... Czyż mogłem rozważać o losach dalszych, widząc przyjaciela i towarzysza w groźbie okropnej śmierci? Nie, uczynić tego nie mogłem i nigdy czynić nie obiecuję, gdyż po mojej śmierci inny mię łatwo zastąpi, lecz nic już nie naprawi w duszach waszych raz zachwianej wiary w nasze braterstwo broni... Zresztą miarą hazardu jest zawsze powodzenie i dlatego sądzić mię nie możecie, możecie jeno odebrać mi przodownictwo, na co chętnie się zgadzam!...
— Właśnie!... Nabroił, zaplątał nas, a teraz chce rzucić!... — krzyknął Stiepanow.
Wszczął się rumor i ponowne hałasy, które z trudem niemałym uciszył Chruszczow.
— Ani nam w głowie, Beniowski, zaprzeczać ci zasług i odbierać przywództwo. Owszem, większość nas skarcić gotowa warcholstwo szkodliwe Stiepanowa, choć płynące pewnie z żarliwego pragnienia wolności. Wszystko, coś rzekł, sprawiedliwe jest i dlatego bez dalszego gadania wnoszę, aby nietylko władzę i złożoną Beniow-