Strona:Wacław Sieroszewski - Beniowski I.djvu/211

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
—   203   —

szna ku nam wzgarda, a za wzgardą idzie zawsze napastliwa śmiałość. Miałem-li czekać, aż zaczną po dawnemu wpadać owi pachołkowie do chat związkowych i rabować tam sprzęty, broń, którą z takim trudem zdobywaliśmy? Albo lękać się wciąż, że każą nam wynosić się gdzie daleko w rozmaite strony i w ten sposób rozbiją całość naszą i siłę naszą?... Z radością więc chwyciłem się pierwszej okazji, aby przez wspólny trud i niebezpieczeństwo, przez chwilowe oddalenie zniszczyć zarodki niesnasek, żeby w nadarzającej się walce choćby z bestjami wypróbować dzielność przyszłych żołnierzy... I nie żałuję tego, gdyż wiem, jaki stopień rzetelnej odwagi i zimnego zachowania ma ten i ów w okazji walki... Wiem, kto działa powoli, kto w prędkości lepszy, kto waży wyrazy a czyny ma pewne, oraz kto gładki w wymowie, ale mniej w postępowaniu ochoczy... Teraz wiem gdzie kogo użyć i postawić w jakiej potrzebie, a to rzecz wielka i ważna. A czy i reszta rachub moich nie okazała się słuszną?... Czy mięsiwo, przywiezione z polowania, reny podarowane przez Ankalów oraz futra nie ulżyły biedzie naszej i nie usunęły na skutek tego powodów do swarów?... Czy, powtarzam, nie wrócił szacunek powszechny dla wygnańców z przyczyny ujawnionej ich waleczności?... I czy wśród samych wygnańców nie zrodziła się nowa tkliwość, z dumy płynąca, dla uczestników wyprawy?... Czy wskutek tego nie łatwiej będą podlegać niesforni rozkazom na-