Strona:Wacław Sieroszewski - Beniowski I.djvu/201

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
—   193   —

ty został siekierą... Pamięta pani?... — zwróciła się do Niłowowej Mironowna.
Ta stała opodal blada jak śmierć, z zaciśniętemi ustami. Nagle otrząsła się.
— Lodu, Mironowna, lodu!... Ciepłej wody, daj, daj... ja sama!... — rzekła, pochylając się nad córką.
Ta półświadomym ruchem objęła nagle matkę za szyję:

„Trafił się sęczek na drodze,
Rozdarł... giezłeczko... niebodze...“

majaczyła półgłosem.
— Boże, mój Boże!... Czy aby żyć będzie, panie Beniowski?...
— Byle zaognienie wstrzymać od strony gruczołów, to reszta rzecz mała!... Nie takie rany ciało ludzkie znosi i goi... Źle, że odpływ złej ropy został wstrzymany i poszedł wgórę. Stąd uderzenie humorów do głowy... Należałoby dawać co godzin parę odwaru z gorzkiej kory chinowej, a jeżeli jej niema, to choć z bylicy... I chłodzący napój z soku żórawinowego... — radził spokojnie.
— Nic tego niema, nic!... Przeklęty kraj... Tylko wódka i wódka... Może dać nastojki spirytusowej z czarnych porzeczek?... Ona też zawiera goryczkę...
— Boże uchowaj! Gdybym mógł wrócić do domu, tobym może tam co znalazł...
— Idź, jedź!... Idę zaraz, zbudzę męża!...