Przejdź do zawartości

Strona:Wacław Sieroszewski - Beniowski I.djvu/143

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
—   135   —

łosznikow, Oleskow, Rybników... Nadzieja w tobie jedyna, Auguście Samuelowiczu... Ograli nas przeszłym razem do nitki... Dziś spodziewamy się nietylko swoje wrócić, lecz z Bożą pomocą nawet zdobyć niejakie trofea. Bez tego będziemy cienko prząść, co też i Sergjusz Mikołajewicz potwierdza i nalega, abyś nie uchybił, żebyś przyszedł koniecznie wedle umowy... Może i sam naczelnik nas obecnością zaszczyci...“ — pisał niezdarnie setnik.
Nie zdążył Beniowski na list odpowiedzieć, a wpadł goniec znowu od naczelnika z rozkazem, aby stawił się niezwłocznie w kancelarji.
— O co chodzi? — spytał kozaka.
— Nie wiem. Jakowiś Kamczadale przyjechali zdaleka.
— Kamczadale!? — powtórzył ze zdziwieniem Beniowski.
Kazał zaprzęgać psy Jędrzejowi i ubrał się pośpiesznie. Chociaż się niepokoił, zwłóczył do powrotu Chruszczowa, któremu zaraz opowiedział po francusku wszystko i wydał odpowiednie rozkazy.
— Więc mimo wszystko mam podpisy odebrać i poprowadzić ich do przysięgi.
— Rozumie się, wszelka zmiana zwiększy tylko popłoch. Musi wszystko płynąć wyznaczonym biegiem!...
— A jeżeli nie wrócisz?...
— Wrócę...
— A jeżeli!